logo drogi kaszubskiej

Wyprawa po złote runo

Jedno jest pewne , tego typu zakupów się nie planuje.
O możliwości zakupu motocykla New Imperial z 1930 roku dowiedziałem się pocztą pantoflową.
Nie do końca byłem pewny czy go chcę wiec gorąco zainteresowałem nim kolegów. Niestety bezskutecznie więc dalej brnąłem w ten temat samodzielnie.
Specjalizując się w tej rzadkiej marce nie mogłem przejść koło tej możliwości zakupu obojętnie. Motocykl znajdował sie na aukcji szwedzkiej. Sprzedawca nie pomagał czyli nie odpowiadał na e-maile a rozmowa w języku angielskim przez telefon była jednokierunkowa. Ale od czego ma się kolegów.

Znalazła się oddana i co najważniejsze podobnie zakręcona dusza w Norwegii znająca język autochtonów i za pośrednictwem Macieja pozyskałem kontakt ze sprzedającym. Charakter aukcji jest dość specyficzny a polega ona na zaproponowaniu ceny zakupu i cierpliwym czekaniu czy ta cena sprzedającego satysfakcjonuje. Na szczęście sprzedający nie szczędził informacji ile inni dają i do kiedy chce bawić się aukcją.
Ostatecznie zostałem wybrany przez sprzedającego na szczęśliwego zwycięzcę. Chcę nadmienić , że w trakcie aukcji informacje o motocyklu były śladowe. Pozostało wierzyć marnym paru zdjęciom oraz zapewnieniom sprzedającego , że nic nie brakuje.
Wydawało się , że najgorsze za nami. Teraz zamówić spedycję i ściągnąć "zwłoki" motocykla do kraju. A tu oświadczenie sprzedającego :"Przyjedz , zapłać , załaduj , i jedż ".

A motocykl na końcu świata pod kołem podbiegunowym 1300 km na północ od Karlskrona.
Pozostało tylko jedno, wyłączyć rozsądek , stać się obojętnym na argumenty w stylu : "po co ci to" , "jesteś już dorosły" , "masz rodzinę" i jechać.
A za oknem tornado i zima w pełni.
Plan był prosty. Kupić komplet opon zimowych do Mondeo i zarezerwować prom w obydwie strony do Karlskrona. Na szczęście znów wiosna zawitał w nasze progi czyli była nadzieja , że bez reniferów się obędzie.



Piątkowy dzień spędziłem na pustym promie. Z informacji barmanów wynikało , że rodacy na święta masowo wracają promem nocnym. Karlskrona przywitała mnie mroźna i sucha i taka pogoda do celu podróży mnie nie opuszczała.
Pędząc co koń wyskoczy i śpiąc gdzie i kiedy popadnie dojechałem rano do sprzedawcy.
Sprzedawcy okazali się bardzo miłym i gościnnym starszym Państwem. Szybkie przejrzenie części jakie zakupiłem dawało nadzieję , że wszystkie części raczej są mimo tego , że motocykl został rozebrany przez poprzedniego właściciela.
W dwie godziny udało się załadować motocykl , rozliczyć się z właścicielem , przygotować wałówę na powrót , spożyć śniadanie, a wszystko to w trakcie ciekawej konwersacji w trakcie której poznałem nie jedną rodzinną historię.

Niestety mimo początkowej nadziei na dobrą pogodę powrót już nie był aż tak łaskawy. Najpierw śnieżyca, potem deszcz a na koniec wręcz wiosenne temperatury. Dobrze , że opony zimowe były nowe. Ostatecznie do Karlskrona na poranny prom zdążyłem bez przygód.
Motocykl okazał się bardzo dobrym materiałem do renowacji.
Obecnie zajmuje on półkę w garażu ale w "najbliższym czasie" po wielu latach zapomnienia powróci na drogę.

Marcin